Wycieczki rowerowe w 2017
Środek Polski
29 lipca – 6 sierpnia 2017
Kutno – Chodecz – Wietrzychowice – Borysławice Zamkowe – Cząstków – Kłodawa – Uniejów – Łęczyca – Tum – Góra Świętej Małgorzaty – Piątek – Łódź – Rogów – Nieborów – Dzierzgówek – Łowicz – Maurzyce – Plecka Dąbrowa – Oporów – Kutno
- Galeria (Flickr) fot. Danka Burnicka
Wycieczka rowerowa dla absolwentów UMK (posiadacz Karty Absolwenta UMK może zabrać jedną osobę towarzyszącą).
- Trasa: ok. 400 km (tempo jazdy umiarkowane, 33-55 km dziennie)
- dojazd i powrót z Kutna pociągiem
- 1 część: 29.07 – 01.08 – Mapy Google
- 2 część: 02.08 – 06.08 – Mapy Google
- Cała trasa (JPG)
- Szczegółowy program (PDF)
- Koszt: 500 zł/os (cena obejmuje: noclegi, pociągi, ubezpieczenie, zwiedzanie atrakcji wymienionych w programie. Cena nie obejmuje wyżywienia)
- Liczba miejsc: 14 (decyduje kolejność zgłoszeń)
- Zgłoszenia i zadatki: do 20 kwietnia 2017
- Formularz zgłoszeniowy (najpierw wypełnia osoba zgłaszająca - absolwent, potem osoba towarzysząca)
- Inicjator i kierownik wycieczki: Danuta "Dynamik" Burnicka
Relacja
Każdego dnia uczestnicy wycieczki opracowywali swoisty dziennik podróży. Relacje spisała Danka "Dynamik" Burnicka.
29 lipca 2017
Z uwagi na to iż w Grudziądzu nie można kupić biletu na pociąg Regio z Torunia do Kutna Piotr i Iwona kupili bilety dopiero dzisiaj. Co ciekawe bez problemu i bez kolejki (na kolei) udało się kupić nawet bilety na rower, bo przez internet też się nie udało. W sumie szkoda, bo teraz będziemy musieli się cieszyć ich towarzystwem i to przez cały tydzień.
Ojciec założyciel przyjechał na dworzec w Toruniu i udzielił nam błogosławieństwa na wycieczkę. Szczególne życzenia otrzymał Skołowany debiutant, czyli Grzegorz. Natomiast przybysze znad morza Marta i Wiktor otrzymali wirtualnie przywiezione przez nas Wentylkowe namaszczenie w Kutnie, gdzie się z nimi spotkaliśmy.
W Kutnie niestety torowiska są w remoncie i zamiast wyjść z dworca od strony Parku Wiosny Ludów musieliśmy nadrobić kilka tysięcy metrów. Podejrzewamy, że to tylko przykrywka, bo wykop był wielki, że mógł kryć kilka Złotych Pociągów. Następnie przechytrzyliśmy Google i wjechaliśmy do parku zaczarowanym wjazdem, widocznym tylko dla wprawnego oka. Kolejnym punktem programu była wizyta w Muzeum Bitwy nad Bzurą – największej bitwy wojny obronnej we wrześniu 1939 roku. Cześć pamięci walczących!
Potem pojechaliśmy na trasę w stronę Chodcza. Pierwszy przystanek na drugie śniadanie był już po 10 km. Jeden z panów okazał się facetem z jajami ... ugotowanymi na twardo. Dalsza droga była bardzo przyjemna – prawie cały czas gładki asfalt, bez wzniesień i z nielicznymi mijającymi nas samochodami. Dodatkowo drogę umilał nam mniejszy lub większy wiatr – najczęściej w mordę wind. Chodecz zaczęliśmy zwiedzać od baru. Od razu zlokalizowaliśmy też ekologiczny sklep, czyli Biedronkę. Następnie poszliśmy obejrzeć XVIII-wieczne kolumbarium, częściej zwane katakumbami. Po 7% w dół i 7% w górę po chwili dojechaliśmy do Sosnowego Lasu, w którym stoją nasze domki – numer 21 i 27 – oba koedukacyjne, ale pokoje niekoniecznie. 50% poszło popływać do jeziora, 10% zanurzyła nogi przed kolana, 10% zanurzyła nogi za kolana. Policz ile palców zostało umytych w jeziorze oraz odpowiedz kto zanurzył głowę (i to swoją).
Motto na jutro: Piramidy, Piranie i ...
Zabrakło mi palców do przeprowadzenia adekwatnych obliczeń - poza tym brak marchewki!
Jak donosi pocztą pantoflową podziemny serwis informacyjny, po nieodpowiedzialnym zanurzeniu rozpalonej głowy przez rowerzystę z grupy Skołowanych doszło do zagotowania się powierzchniowej wastwy wody w jeziorze Kromszewickim (jednak nikt nie ośmielil się do skosztowania zupy rybnej będącej tego efektem). I wypuścić takich bez odpowiedniego nadzoru i opieki!
Z ostatniej chwili - Uwaga na Faraona, który przyczaił się z ławicą szalonych piranii! Wentylek
30 lipca 2017
Wczoraj wieczorem Dynamik będąc pod wpływem „Różańca, którego się nie odmawia” ustaliła nierealną godzinę wyjazdu na 9:30 – nierealną przede wszystkim dla niej samej. Dętka udzielił pierwszego upomnienia kierowniczce, że ustala zasady i jako jedyna się do nich nie stosuje.
Najważniejszym punktem dzisiejszego dnia były kurhany megalityczne w Wietrzychowicach. Ponad 5 tys. lat czekały na nasz przyjazd. Grobowce te mają od kilkudziesięciu do ponad 100 m długości, ale ciekawostką jest to, że każdy z nich zawierał maksymalnie dwa pochówki. Piramidy te, podobnie jak egipskie, były już budowane za życia przyszłych lokatorów.
W Przedczu zatrzymaliśmy się na uzupełnienie płynnych i stałych zapasów. Z okazji obchodów dnia św. Krzysztofa ksiądz z pobliskiego kościoła święcił pojazdy. Nasze rumaki też otrzymały po kilka kropel święconej wody, co im nie zaszkodziło z uwagi na aluminiowe ramy. Potem poświęcone zostały wózki w sklepie pod którym stanęliśmy. Miasteczko jest bardzo ładne. Podziwialiśmy neogotycki kościół, ratusz i XIX w. zamek zbudowany na XIV wiecznych fundamentach. Jest tam też ładne jezioro, przy którym można kupić od wędkarzy świeże ryby słodkowodne, a może i morskie. Niestety za późno się zorientowaliśmy, że jest tam tak wielka woda. Za to odpoczywając na rynku mieliśmy doskonały widok na jatki miejskie.
Potem pojechaliśmy prosto na nocleg, gdzie zjedliśmy smaczny domowy obiad. Jedynie jedna osoba odmówiła zjedzenia rosołu, obawiając się, że trzeba się do niego rozebrać. Natomiast inna osoba w ogóle nie zjadła obiadu ponieważ wyczuła pismo nosem. Jedzenie było tak dobre, że wyczyściliśmy miski do czysta.
Po poobiedniej sjeście pojechaliśmy obejrzeć zamek w Borysławicach Zamkowych. Po naszej wizycie zostały tylko ruiny. Wracając mijaliśmy pola kwitnących nagietków.
Wentylku. Faraona żadnego nie spotkaliśmy. Piramidalny strach związany z piraniami też okazał się niepotrzebny.
Motto na jutro: Będziemy solą ziemi. Tej ziemi.
31 lipca 2017
A słyszeliście o zemście faraonów w stosunku do tych, co zakłocają ich spoczynek? Oby wam okazali swoją przychylność i nie mścili sie za zakłócanie ich wiecznego spokoju! Przy okazji - NIE ZAMIEŃCIE SIĘ W SOLNE SŁUPY! Szkoda by Was troszkę było! No i nie zagubcie się pod ziemią. Nie mam znajomego kreta! A samemu 600 metrów skał nie tak łatwo przy pomocy narzędzi rowerowych przewiercić! Wentylek
A co to za "różaniec, którego się nie odmawia"??? Kinga
Kingo. Różaniec, jak sama nazwa wskazuje, to jest to wino z owoców róży. Dynamik
1 sierpnia 2017
W Waszej relacji zabrakło mi tylko opisu biczowania wodą! Szkoda, że nikogo nie poddano temu zabiegowi! A w solidarności z Wami przejeździłem dziś po mieście pełnym skwaru, żaru, potu i ...... ponad 43km NA ROWERZE!!! Dogorywajcie i nabierajcie sił na jutro! Wentylek
W związku z niesamowitym skwarem, sięgającym zenitu, postanowiliśmy wyruszyć skoro północ o 7 rano. Wnioskodawca szybszego wyjazdu miał długi ogon. Jednak to z powodu wizyty Grzegorza w urzędzie specjalizującym się w przesyłkach ekspresowych, zwykłych, wolnych i niedostarczonych wyruszyliśmy o 7:45. Pomysł ten był genialny. Największy żar lejący się z nieba dopadł nas jakieś 10 km przed Łęczycą. Jednak po drodze przeżyliśmy piekielny koszmar. Wpadliśmy między kilka stad gawronów i musieliśmy krakać jak one, co nam przychodziło całkiem naturalnie. Ptaków było tyle, że jak wzbiły się w niebo to przesłoniły słońce i dały nam trochę ochłody. Czuliśmy się jak na planie filmu Hitchcoka.
W Łęczycy udaliśmy się od razu na zamek odwiedzić Borutę i zobaczyć panoramę miasta z wieży. Przy okazji chcemy Was poinformować, że słynna scena z podwianą sukienka Marylin Monroe narodziła się w Łęczycy. Po kawiarnianej rozpuście, dwugodzinnej sjeście w cieniu rozłożystych dębów i kąpieli w kurtynie wodnej udaliśmy się na zasłużony obiad. Po czym wąską ścieżką poprzez pola i łąki pojechaliśmy do Tumu. Widok na XII w. archikolegiatę z daleka rzucał na kolana. Co prawda świątynia była zamknięta, ale można było zobaczyć wnętrze przez kratę i mogliśmy skorzystać z działającej nieprzerwanie od kilkuset lat klimatyzacji. Z przerażeniem odkryliśmy ślady łap Boruty na południowej wieży. Następnie z wiatrem drogą pośród owoców i warzyw w temperaturze pieca martenowskiego dojechaliśmy do Góry św. Małgorzaty.
Uzupełniając poprzednią relację – wodnemu samobiczowaniu poddało się 100% z 70%, z czego niektórzy wielokrotnie, gdy inni w tym czasie czerpali satysfakcję z innych źródeł.
Motto na jutro: W Środę będzie Piątek i oby Óć nam nie odpłynęła
Wasza rowerowa włóczęga wygląda na sielską i anielską, tylko nieznacznie zakłócaną czasem przez jakieś czarne chmury czy ptaszyska... Tymczasem przy basenie UMK całymi dniami na "plaży" wyleguje się i leniuchuje na całego wielkie stado kaczek – skręca mnie z zazdrości, gdy na nie patrzę!
Bardzo mnie ciekawi, kto z Was zdecydował się wieźć kilo soli z kopalni? Pewnie zjecie ją po drodze, choć to nie od razu cała beczka... Pozdrawiam wszystkich i z utęsknieniem czekam na kolejne cudne relacje! KingaKingo - to najlepsza sól do kiszenia ogórków. Żadna inna nie daje takich dobrych efektów! Ale nie wyobrażam sobie słoika zakiszanych małosolnych wiezionych w sakwach na rowerze. To dopiero byłby wyczyn! chyba ufundowałbym specjalną nagrodę dla takiego(takiej) Skołowanego(Skołowanej). A dogryzanie takich ogórków do wieczornych trunków gaszących pożar pragnienia po całodziennych pedałowaniu .... Trudno wyobrazić sobie tę rozkosz na podniebieniu! Mam nadzieję, że narobiłem im smaka, bo sam właśnie objadam się takimi małosolnymi. I płyny gaśnicze mam prosto z lodówki! (Jest mi smutno, że mnie nie ma razem znimi w Odzi! Wentylek
2 sierpnia 2017
Dziś był najdłuższy etap, więc relacja będzie krótka. Ostatni nocleg był duszny i burzliwy. Warunki były dobre, chociaż trochę za gorąco, zwłaszcza na najwyższym piętrze. Niestety współlokatorzy bez naszej wiedzy i zgody wytrąbili nasze napitki ze wspólnej lodówki. Następie z lekkim poślizgiem wyruszyliśmy z kopyta. W środku wycieczki, w środku tygodnia dojechaliśmy do centrum Europy, a nawet wszechświata, czyli do Geometrycznego Środka Polski w Piątku. A potem już pognaliśmy do Łodzi. Ku naszemu zdziwieniu im bliżej Okrętu teren był bardziej pofałdowany. Bez przeszkód trafiliśmy do schroniska, ale nie dla zwierząt. Pojedliśmy, pozwiedzaliśmy, przedreptaliśmy Piotrkowską i znużeni wczesnym wstawaniem i upałami udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Motto na jutro: Wracamy do normalności – w czwartek będzie czwartek - drewniany czwartek
3 sierpnia 2017
Jejku! Brak relacji!!!!!! Milczący Skołowani to sprawa nienormalna, nienaturalna i godna zwrocenia uwagi. Dynamik zaniemoga!? Nie trafili na nocleg? Gdzie i dokąd wysłać ekipy ratunkowe!? Niniejszym wyrażam swoj głęboki niepokój! Jestem z Wami! Wentylek
Żyjemy!!! Trafić trafiliśmy, ale musiałam odespać poprzednią noc. Padłam nieprzytomna o 21 i nikt nie odważył się mnie obudzić. Czyżby grupa bała się mojej reakcji ;-)? PS Dziękujemy Ci Wentylku za troskę. Warto było nie napisać raz relacji na czas :-). Dynamik
A już zacząłem szykować ekipę ratunkową! Kamień z serca spadł! Wentylek
Oto długo oczekiwana relacja z czwartku. Na początku informacja o noclegu w Łodzi. Spodziewaliśmy się rudery, a zastaliśmy super kwatery. Polecamy schronisko młodzieżowe przy ul. Legionów. Brakowało nam tylko windy. Z ciężkimi sakwami wspinaczka na drugie piętro to jest naprawdę wyczyn. Dzięki sprawnemu sternikowi sprawnie opuściliśmy Óć (oprócz jednego paskudnego skrzyżowania). Droga do Rogowa to były prawdziwe fale Dunaju – dużo bardziej pofałdowana niż dnia poprzedniego. Zwiedzanie atrakcji Ośrodka SGGW w Rogowie zaczęliśmy od Muzeum Drewa i Lasu. Najbardziej spodobała nam się drewniana biblioteczka i testy na sprawność nietoperza. Po obiedzie w restauracji, która o włos nie zamknęła się przed naszą wizytą, udaliśmy się do Arboretum i Alpinarium. Ponieważ kasa była zamknięta mieliśmy nadzieję, że wejdziemy cichcem. Niestety mobilny bileter na rowerze dopadł nas pod pierwszą metasekwoją chińską, nie mylić z metaamfetaminą polską. Jak widać zakaz jazdy rowerem nie wszystkich dotyczy. Oprócz wysokich drzew i pięknych kwiatów podziwialiśmy sztukę współczesną, która dawała pole do najprzeróżniejszych interpretacji. Dwugodzinny spacer po parku zmęczył nas bardziej niż całodzienna wycieczka na rowerze. W tym czasie Dętka oszczędzając na biletach prasował łóżko na noclegu. Wieczorem chcieliśmy napisać relację, ale właścicielka netbooka nie była w stanie pokonać siły przyciągania łóżka.
PS Na koniec informujemy, że w piątkową środę przejechaliśmy Palestynę wzdłuż i wszerz. Całe szczęście ominęliśmy Wołyń (o trzy metry).
Motto na wczorajsze jutro, czyli dzisiaj: Nikt nic nie wie, czyli Czeski film.
4 sierpnia 2017
Deja vu. Dzisiaj znowu jest piątek. Wreszcie wyjechaliśmy o ludzkiej porze – o 9:45. Na początku był asfalt, ale w pewnym momencie wyznaczona trasa prowadziła piaszczystą drogą. Dzięki uprzejmości lokalnej rowerzystki, która ostrzegła nas przed niebezpieczeństwem pchania rowerów, nie zeszliśmy na złą drogę – pojechaliśmy Rowerowym Szlakiem Władysława Reymonta. W połowie drogi na kolejny nocleg zatrzymaliśmy się w Lipcach Reymontowskich. Spędziliśmy tam blisko godzinę, nie tylko zwiedzając muzeum. Dalej już prostą drogą dojechaliśmy do Dzierzgówka. Porzuciwszy balast, lekko ruszyliśmy w stronę Nieborowa, pełni nadziei na wiele atrakcji. Na początku zaczęliśmy szukać Arkadii, do której droga z każdym kilometrem się powiększała, więc zdecydowaliśmy się zawrócić i zjeść obiad. Wtedy nastąpił rozłam grupy. Po posiłku Dynamik wróciła na nocleg z Eugenią, porzucając swoich towarzyszy, przez co każda grupa z powrotem musiała radzić sobie sama. Jednak nikt nie miał z tym problemu.
Motto na jutro: Arkadia felix coraz bliżej
5 sierpnia 2017
Udało się – dotarliśmy do Arkadii. Grzaliśmy jak kawaleria, więc byliśmy nawet 30 minut przed otwarciem. Obsługa zlitowała się nad nami i wpuściła nas do parku przed 10-tą. Jak na park romantyczny to według nas mogliby skosić pokrzywy, zwłaszcza te wchodzące na alejki. Spacer w parku pomiędzy oryginalnie wybudowanymi ruinami był bardzo przyjemny. W świątyni Diany pani z ochrony opowiedziała nam ciekawe historie z życia Heleny Radziwiłowej, która stworzyła ten park. Mamy uwagę do zarządu Muzeum w Arkadii i Nieborowie. Zamykanie pałacu i świątyni Diany o godz. 15:30 w okresie wakacyjnym jest jawnym lekceważeniem miłośników ojczystych dziejów. Następnie pojechaliśmy do Łowicza. Jedną z atrakcji miało być Muzeum Guzików, które okazało się najmniejszym muzeum jakie widzieliśmy. Mieściło się ono w jednej gablocie o kształcie Światowida, w galerii handlowej. Nie wszystkie okazy były opisane, ale wśród ofiarodawców guzików znaleźli się między innymi: Gustaw Holoubek, Arkady Fiedler, Aleksander Kwaśniewski, Leszek Balcerowicz, Zbigniew Religa, Wojciech Jaruzelski, Helena Modrzejewska, Jan Karski i wiele, wiele innych sławnych osób. Całe muzeum mieści się w niewielkim kuferku.
Po wczesnym obiedzie udaliśmy się do Maurzyc. Zatrzymaliśmy się przy pierwszym na świecie moście spawanym. Z powodu poszerzenia DK92 i wybudowania nowego mostu nad Słudwią spawany zabytek nie został zezłomowany, lecz wyeksponowany po przesunięciu go o kilkadziesiąt metrów. Potem pojechaliśmy do skansenu. Oprócz wystawy stałej mogliśmy podziwiać wystawę czasową. Byliśmy światkami tradycyjnych łowickich obrzędów weselnych. Panna młoda miała na głowie kwiatowy czepiec. Również wielu gości było w strojach ludowych lub z motywami łowickimi.
Z uwagi na nasze dobre maniery nie wspomnimy nic o ostatnim noclegu.
Motto na jutro: W Kutnie będzie smutniej.
6 sierpnia 2017
Ostatni dzień i ostatnia relacja. Niestety wszystko co dobre się kończy. Z samego rana wyjechaliśmy żwawo w kolejną trasę. Bez zbędnych (dla większości) postojów dojechaliśmy do zamku w Oporowie. Dawno nie zwiedzaliśmy muzeum w obuwiu zastępczym. Musieliśmy założyć szpitalne ochraniacze w kolorze niebieskim. Zamek jest mały, ale według nas warty zwiedzenia. Również park i ścieżka wokół fosy ładnie komponują się z budynkami. Następnie udaliśmy się pod wiatr do Kutna. Po smacznym obiedzie rozsiedliśmy się na dworcu kolejowym. I po co tak szybko przyjechaliśmy? Pociąg Marty i Wiktora jest za godzinę z kawałkiem, a pociąg do Torunia za prawie 2,5 godziny. Zdążymy w tym czasie zwiedzić wszystkie okoliczne sklepy, kioski, bary i inne punkty obsługi znudzonych turystów.
Ciekawostką jest fakt, że to pierwsza wycieczka, na której prawie nie używaliśmy map papierowych. Przez połowę wycieczki Dynamik używała aplikacji L**** M** F***, a później L**** M** P** i z obu była zadowolona.
Podsumowanie wycieczki
dystans: 450 km
liczba wypadków: 0
liczba przebitych dętek: 0
liczba ukąszeń komarów: wielka niepoliczona
liczba zaliczonych atrakcji: ogrom
stosunek asfaltu do szutrówki: bardzo dobry
stosunek podjazdów do zjazdów: 1:1
wiatr: najczęściej w pysk
ogólne wrażenie: jak zawsze pozytywne
Motto na jutro: Jedni nadal odpoczywają, a inni do pracy wracają
Motto na pojutrze: Czy się byczysz, czy pracujesz, dalsze plany rowerowe snujesz
Komentarze
Kochani Sympatycy i Klubowicze, serdeczne podziękowania dla:
- Pani Dynamicznej Kierownik za przygotowanie trasy, noclegów, wykonanie dziesiątek telefonów, bezcenne godziny spędzone na dostosowaniu trasy dla takich maruderów jak np. ja, za wnikliwość w wyszukiwaniu atrakcji zacnej ziemi środkowo-polskiej, czy za wszechobecność podczas trudów na trasie. Chciałbym zaznaczyć, że Dynamik po tej wyprawie mogłaby otrzymać nowy pseudonim, lub co najmniej sprawność pt. Kwoczka. Niestrudzenie dbała o to, aby grupka była zwarta i studziła zapędy czoła peletonu, kiedy trzeba było była „wszystkim dla wszystkich” i chyba nie spotkam się z opinią, że nadużyłem tego zwrotu. Ze swojej strony, Danusiu, dziękuję za okazję cieszenia się obecnością Twoją i twoich wycieczkowych podopiecznych.
- Piotra, który wiernie jak cień pilnował ogona peletonu i za wszelką cenę pilnował, aby żaden ze słabszych uczestników nie czuł się wykluczony, czy zniechęcony młodym, przez co - wyrozumiale nadgorliwym zespołem przodowników z Gdyni. Jaką ksywkę proponujecie dla Piotra (jeśli sobie tego życzy)? ;-). Ja proponuję „Pastor” ;-) (Piotr pewnie skojarzy okoliczności)
- Geni za przykład tego jak powinien spędzać wolny czas zapracowany biurokrata w słusznym wieku. (słusznym tzn. 21+). Geniu, szacun za wyczyn!!!
- Koledze Grzegorzowi za nadzwyczajną postawę rehabilitacyjną, która zawstydziłaby każdego zbytnio bojaźliwego rekonwalescenta (prawdopodobnie tylko Grzegorz i Dynamik będziecie znali szczegóły kontekstu tego komentarza)
- Oddzielne podziękowania dla Iwony, Geni, Justyny, Dynamik i Marty za cierpliwe znoszenie moich fochów i dyletanctwa
- Darkowi za czuwanie nad atmosferą wycieczki
- Zespołowi z Gdyni za przykład bezkompromisowej wierności sobie i swoim wartościom
Teraz pozostaje spojrzeć głęboko w oczy druhnie o imieniu Samotność i podziękować za możliwość cieszenia się Nią przy każdym z Was. Do zobaczenia w trakcie „Skołowania” ;-) Dętka