Aktywni absolwenci UMK
Dawid Kalociński
Absolwent fizyki medycznej 2001
Przedstawiciel medyczny
Na UMK ukończył fizykę medyczną (2001), od ponad 14 lat pracuje w wyuczonym zawodzie, biorąc udział w procesie wprowadzania na rynek nowoczesnego sprzętu medycznego.
W prezentowanym wywiadzie Dawid Kalociński opowiada o studiach na UMK i ich wpływie na rozwój jego kariery zawodowej w branży endoskopowej oraz uchyla rąbka tajemnicy, jak wygląda praca w międzynarodowej firmie produkującej sprzęt medyczny.
Wywiad
Powiedz szybko: ureterorenofiberoskop
– Jaki kierunek ukończył Pan na UMK? Co wpłynęło na ten wybór?
Ukończyłem kierunek fizyka medyczna na Wydziale Fizyki Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK.
Wybór studiów był przypadkiem, jak wiele rzeczy w życiu. Pierwotnie chciałem być informatykiem, więc zdawałem między innymi na Uniwersytet w Warszawie. Dostałem się jednak na elektronikę na Politechnice Warszawskiej. Zaliczyłem tam pierwszy semestr, ale ani miasto ani atmosfera panująca w stolicy wtedy mi nie odpowiadała i postanowiłem zmienić miejsce. Przeniosłem się do Torunia, myśląc o informatyce na Wydziale Matematyki i Informatyki, ale nie było możliwości, żeby się przenieść bezpośrednio. Mogłem natomiast dostać się na fizykę na WFiIS i po pierwszym roku przenieść się na drugi rok informatyki na WMiI. Przenosiłem się na UMK w połowie roku akademickiego i miałem sporo obaw czy dam radę, bo w liceum fizyka nigdy nie była mi bliska. Jednak po pierwszym kolokwium okazało się, że byłem jedną z trzech osób, które zdały je bezproblemowo i nabrałem nadziei, że uda mi się zaliczyć pierwszy rok licencjatu. Na drugim roku należało dokonać wyboru specjalizacji i wtedy już wiedziałem, że na informatykę nie pójdę. Fizyka mnie wciągnęła.
– W latach 90. fizykę medyczną można było studiować na niewielu uczelniach w Polsce. Co w niej Pana zainteresowało?
Nigdy nie myślałem, żeby być fizykiem teoretycznym ani doświadczalnym, nie planowałem kariery naukowej, więc fizyka medyczna, jako nauka i wiedza praktyczna, wydawała mi się bardzo interesująca. Fizyka medyczna była kierunkiem nowym i trochę nieznanym w Toruniu (była to również nowość w skali całego kraju). Na specjalizację fizyka medyczna i zastosowanie komputerów wybrało się około 30 osób (dla porównania na pierwszym roku licencjatu było ponad 200 osób na Wydziale). Na studiach magisterskich byłem jednym z dziesięciu studentów tego kierunku.
– Jaka była specyfika studiów?
Program studiów był bardzo ciekawy. Poza normalnym kursem fizyki były dodatkowe zajęcia m.in. z obrazowania medycznego, czyli z zakresu specyficznych zjawisk fizycznych, które się wykorzystuje w medycynie. Uczestniczyliśmy w zajęciach z podstaw anatomii i fizjologii człowieka, prowadzonych przez wykładowców z Akademii Medycznej. Mieliśmy również zajęcia i praktyki w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 w Bydgoszczy. Pamiętam, jak pierwszy raz w województwie instalowano tam rezonans magnetyczny. Praca magisterska też miała charakter praktyczny. Pisałem ją u dr. Jana Iwaniszewskiego. Zajmowałem się badaniem danych EKG (24-godzinne badania holterowskie), analizowałem rozbieżności w dobowym rytmie pracy serca u osób zdrowych i chorych.
– Czy to były trudne i czasochłonne studia? Czy więcej było zabawy czy zakuwania?
Raczej nie zakuwaliśmy z dnia na dzień, przygotowywaliśmy się na każde laboratoria i kolokwia, ale nie wymagało to dużego nakładu czasu. Tak naprawdę, jeśli ktoś był w stanie zrozumieć omawiane zagadnienia i zrobić doświadczenia na pracowni, to miał czas dla siebie.
– Jakie przedmioty na studiach okazały się szczególnie przydatne w rozwoju Pana kariery zawodowej?
Podstawy anatomii i fizjologii człowieka są mi teraz bardzo potrzebne, nadal poszerzam wiedzę z tego zakresu z uwagi na specyfikę mojej pracy. Firma, w której pracuję, zajmuje się endoskopią, dlatego przydaje się również wiedza z zakresu optyki i obrazowania.
– Popularna opinia głosi, że „po fizyce nie ma problemu ze znalezieniem pracy". Można zatem wybierać i przebierać w ciekawych ofertach pracy. Czy faktycznie tak jest? Jak wyglądała Pana ścieżka zawodowa?
Nie miałem problemu ze znalezieniem pracy. Jeszcze studiując, zatrudniłem się w warszawskiej firmie zajmującej się dystrybucją sprzętu medycznego. Liczyłem, że z czasem firma otworzy swoją filię w Toruniu, bo zawsze zakładałem, że będę tu mieszkać i pracować, ale firma rozwijała się zbyt wolno i po roku nasze drogi się rozeszły. Rozpocząłem poszukiwania dobrej firmy medycznej. Zbierałem doświadczenia w kilku mniejszych firmach. Ostatecznie na początku 2004 roku zatrudniłem się jako przedstawiciel handlowy w firmie Medim, która jest dystrybutorem zagranicznego sprzętu medycznego w Polsce, w tym producenta światowej klasy urządzeń endoskopowych firmy Karl Storz – Endoskope. Wtedy rozpoczęła się moja przygoda z endoskopią.
W firmie Medim pracowałem ponad 10 lat, zaczynałem jako przedstawiciel medyczny, potem awansowałem i koordynowałem prace zespołu sprzedażowego na północy Polski. Jednak po dekadzie w jednej pracy potrzebowałem zmiany, rozpocząłem więc poszukiwanie nowej ścieżki. Decyzja zbiegła się w czasie z informacją, że firma Karl Storz chce otworzyć pierwsze biuro marketingowe w Polsce, co postrzegałem jako szansę dla siebie. Jednak z uwagi na wewnętrzną umowę dżentelmeńską między dystrybutorem a producentem nie mogłem przejść do tej firmy. Otrzymałem natomiast kilka ciekawych ofert z konkurencyjnych firm medycznych. Jednak zaraz po złożeniu wypowiedzenia, na początku 2015 roku, firma Karl Storz zwróciła się do mnie bezpośrednio i zaproponowała współpracę. Nie chciała dopuścić, żebym pracował dla konkurencji.
– Wygląda na to, że specjaliści w tej dziedzinie są naprawdę rozchwytywani. Czy jest wiele osób, które pracują w tym zawodzie? Kto może pracować jako przedstawiciel medyczny?
Endoskopia to dość wąska dziedzina medycyny, pracuje w niej Polsce około 100 osób. Większość osób w branży jest po różnego rodzaju studiach politechnicznych np. bioinżynierii medycznej czy fizyce medycznej, są również przedstawiciele z wykształceniem farmaceutycznym. Jednak liderami są osoby, które studiowały kierunki związane z medycyną.
– Czy trzeba posługiwać się specjalistycznym językiem?
Trzeba posługiwać się językiem medycznym, znać terminy medyczne, nazwy technik zabiegowych (np. histerektomia), aby zrozumieć lekarzy. Z drugiej strony trzeba znać język techniczny, nazwy pełne i skrócone instrumentów np. ureterorenofiberoskop, w skrócie URS.
– Na czym dokładnie polega Pana praca?
Obecnie jestem menadżerem regionalnym odpowiedzialnym za promocję sprzętu endoskopowego na jednej trzeciej terytorium Polski. Muszę dokładnie znać sprzęt i techniki zabiegowe, które są wykorzystywane m.in. w laparoskopii w ginekologii, urologii i chirurgii ogólnej. Aby być na bieżąco z najnowszymi technikami i metodami leczenia, spotykam się z liderami poszczególnych dziedzin medycyny. Do moich obowiązków należy bezpośredni kontakt z klientami, ale również prezentacja sprzętu podczas zjazdów, sympozjów naukowych, konferencji i na blokach operacyjnych podczas operacji i zabiegów endoskopowych. Moje uczestnictwo jest bierne – przyglądam się i wspieram swoją wiedzą techniczną lekarzy prowadzących zabiegi z wykorzystaniem nowego urządzenia czy instrumentów medycznych. Czasami optymalizuję ustawienia urządzeń lub kamer endoskopowych, dyskutuję z operatorem możliwe rozwiązania techniczne, ale zawsze ostateczną decyzję podejmuje personel szpitala. W przypadku awarii sprzętu często jestem pierwszą osobą, która dokonuje wstępnej diagnozy uszkodzenia i przekazuje ją do działu serwisowego.
– Żeby dobrze poznać sprzęt i potrafić go obsłużyć, nie wystarczy wiedza książkowa, teoretyczna. W jaki sposób przedstawiciele medyczni zdobywają wiedzę i umiejętności w tym zakresie?
W niemieckiej siedzibie firmy Storz jest specjalne centrum, gdzie regularnie odbywają się szkolenia. Jest to budynek przy fabryce, w którym znajduje się również małe muzeum dokonań firmy i jest prezentowana najnowsza jej oferta. Sale wykładowe w centrum szkoleniowym podzielone są według kontynentów. Językiem szkoleniowym jest angielski lub niemiecki. Pełen podstawowy cykl szkoleniowy obejmuje około 10 dni roboczych. Kursy zaawansowane podzielone są na moduły związane ze specjalizacjami, raz w roku spotykają się na nich eksperci z całego świata.
– Jak wygląda wprowadzanie w obsługę nowego sprzętu?
Firma Storz organizuje dla lekarzy medycznych liczne szkolenia trenażerowe, czyli na sztucznych lub wirtualnych organach. Odbywają się również warsztaty technik endoskopowych, które wykonuje się na zwierzętach oraz zwłokach ludzkich np. mrożonych preparatach głów. Wielokrotnie brałem w nich udział jako współorganizator. Są też oczywiście transmisje z bloków operacyjnych, a lekarze mogą asystować przy zabiegach wykonywanych przez doświadczonych operatorów, którzy znają sprzęt i techniki operacyjne. Firma Storz wydaje również publikacje Doctor to doctor manuals i filmy instruktażowe z opisami nowych technik zabiegowych od strony medycznej i sprzętowej, które dostarczają niezbędnej wiedzy lekarzom i przedstawicielom medycznym.
– Czy przebywanie na sali operacyjnej sprawia, że czuje się Pan dziwnie lub niekomfortowo?
W tej chwili nie mam już żadnych problemów z uczestniczeniem w zabiegach. Zwłaszcza że większość z nich odbywa się metodą endoskopową, czyli przez tak zwaną dziurkę od klucza – operacje wykonywane są przez np. mały otwór w czaszce lub przez nos. Wtedy wszystko dzieje się na monitorze i z reguły jest niewiele krwi na zewnątrz. Czasami jest krew na ekranie, co przypomina trochę granie w gry komputerowe. Zdarzały mi się natomiast prezentacje sprzętu na oddziałach kardiochirurgii – widok bijącego serca w klatce piersiowej robi wrażenie!
Z nieprzyjemnych doświadczeń pamiętam udział w pierwszych warsztatach ortopedycznych z rekonstrukcji więzadeł w kolanie za pomocą autoprzeszczepu. Podczas zabiegu usłyszałem specyficzny dźwięk i poczułem zapach przecinanej skóry i kości – wtedy poczułem się naprawdę nieswojo.
– W jakich ciekawych projektach medycznych brał Pan udział?
Do tej pory nie miałem okazji pracować w zespole projektowym. Jego praca jest objęta tajemnicą. Pamiętam, że zwiedzając fabrykę w Tuttlingen, gdy pracujowałem jeszcze dla dystrybutora, staliśmy na korytarzu i mówiono nam, że za drzwiami jest „to miejsce", gdzie się wymyśla i konstruuje nowe instrumenty. Czasem ktoś stamtąd wychodził z jakimś zamkniętym pojemnikiem z numerami i wiadomo było, że niesie coś, czego nikt z zewnętrz jeszcze nie widział, a może okazać się jakimś przełomowym odkryciem. To zawsze było bardzo interesujące.
– Widzę, że nowa praca otwiera przed Panem nowe możliwości. Co szczególnie podoba się Panu w nowej firmie?
Firma Storz nie jest typowym koncernem, tylko firmą rodzinną. Ma siedem fabryk w Europie i Stanach Zjednoczonych. Dział tworzenia oraz udoskonalania sprzętu i instrumentów medycznych znajduje się w Niemczech, natomiast kamery endoskopowe projektowane i produkowane są w USA. Fabryka jest bardzo dobrze zorganizowana i skomunikowana. Na poziomie zerowym znajduje się dwuletnia szkółka dla uczniów z zakresu wytwarzania instrumentów z metalu i układów optycznych. Piętro wyżej znajduje się produkcja, gdzie najlepsi adepci wytwarzają narzędzia i optyki endoskopowe. Na kolejnym piętrze znajduje się dział badawczy. Konstruktor może zejść piętro niżej i skonsultować swój pomysł z osobą, która go wykonuje. Nowe rozwiązania są dyskutowane i testowane z lekarzami z całej Europy. Wszystko to tworzy spójną i sprawnie funkcjonującą całość.
– Jakie są minusy pracy w tym zawodzie?
Oczywiście, problem związany jest zawsze z brakiem czasu. Prócz wyjazdów do siedziby firmy w Niemczech, dużo podróżuję po całej Polsce (zjazdy, sympozja, konferencje, spotkania z klientami i lekarzami). Naprawdę dużo czasu spędzam poza domem. Z drugiej strony w pozostałym czasie mogę pracować zdalnie, z domu i elastycznie gospodarować swoim czasem. Czasami robię coś tak długo, aż zrobię do końca, nie patrząc na zegarek. Innym razem pozwalam sobie na zwolnienie tempa. Lubię zadaniowy styl pracy, dlatego taki system bardzo mi odpowiada.
– Wygląda na to, że praca zajmuje istotne miejsce w Pana życiu. Czy wystarcza Panu czasu na hobby?
Musi wystarczać, żebym zachował równowagę wewnętrzną! Przez kilka lat trenowałem karate, obecnie biegam, bo mam większą swobodę w uprawianiu tego sportu (nie jestem przywiązany do czasu i miejsca). Strój biegowy zabieram do samochodu i ćwiczę na wyjazdach. Sprawia mi to ogromną frajdę, gdy mogę pobiegać po innym mieście lub lesie. Czasami podczas długich podróży mam zaplanowane postoje na treningi. Mimo że nie zajmuję pierwszych miejsc w zawodach biegowych, biorąc w nich udział odnoszę sukcesy nad samym sobą. W 2013 roku udało mi się przebiec Półmaraton Świętych Mikołajów, w zeszłym roku pierwszy raz zmierzyłem się z pełnym dystansem maratońskim i udało mi się go przebiec z niezłym – jak na debiut – wynikiem.
Rozmawiała: Anna Bielawiec-Osińska
(marzec 2015)